Wojna to guilty pleasure, niby złe, niby nie wolno, ale każdy zdrowy facet ma ochotę. (dowód w załączonym zdjeciu, J. Piłusudski, Moje pierwsze boje)
Ochota jednak, w umyśle mężczyzny, ustępować powinna racjonalnej ocenie i wynikającym z niej wnioskom, dlatego też, pomimo ciągot i ciągotek, daleko mi do podżegacza wojennego. Jeszcze dalej mi jednak do tych, którzy tchórzostwo ukrywając pod zgrabnie uszytym płaszczykiem racjonalności, szykują trzeci paszport, bookują bilety na Cypr i co szmer, co szelest fajdają po hajdawerach. Teraz np. rozlegają się gromy na naszych, głupich skądinąd jak but z lewej nogi, polityków którzy wgniatać zamierzają Putina w ziemię. A spójrzmy na to przez chwilę chociaż racjonalnie, tak bez romantycznych uniesień, jak i bez strachu. Należymy do pewnego militarnego sojuszu, który to sojusz jest w stanie chłodnej jeszcze wojny z Rosją. Czy słusznie należymy? Nie oceniam. Czy posiadamy gwarancję bezpieczeństw? Nie wierzę. Fakt jednak faktem - należymy. Należąc narażamy się Rosji, a ta raz po razie brudnym paluchem grozi nam zawsze tym samym - bombą atomową - bo innych narzędzi nacisku najwyraźniej już nie ma. Uznajmy to za element negocjacji, skoro oni wywierają na nas nacisk to jaka jest adekwatna odpowiedź? Powie ktoś "Weź Gondek policz potencjał". Nie muszę! Policzyli to Rosjanie i najwyraźniej wyszło im, że lepiej jest tylko grozić, niźli nas zaatakować. Uprzejmości należy odwzajemniać. Cóż szkodzi nam, także bez sięgania do kabury, zajadle się odgrażać? W najgorszym razie nie pogorszy to naszej pozycji negocjacyjnej. Pogorszy ją uległość. Z całą pewnością. Hołownia, dureń nieprzeciętny, raz powiedział coś przynajmniej niegłupiego, bo owszem, "wgnieciemy Putina w ziemię". I niech on przemyśliwa te słowa, zastanawiając się czy to blef, może śmiejąc się z naszej naiwności, ale niech to ziarno w umyśle jego kiełkuje, niech się rozwija. Kolejną sprawą jest to, że jeśli przyjdzie co do czego, to chyba oczywistym jest, jakie nastawienie psychiczne być powinno w narodzie.
Choćbyśmy szli na pożarcie, to idźmy z myślą że wygramy. Wygrywano już bitwy niemożliwe do wygrania, lecz nie wygrał nigdy nikt, kto w zwycięstwo nie uwierzył. Czysty, racjonalny rachunek prawdopodobieństwa wymaga nieracjonalnego, hurraoptymistycznego nastawienia psychicznego. A może wojny da się uniknąć? Może się da. Ale na pewno nie ze stulonymi uszami, nie prosząc o litość, nie okazując strach.