Zacznijmy od końca. Polska jest jednym z tych nielicznych krajów, gdzie pewne zasady fizyki (i zdrowego rozsądku) nie obowiązują. W sztuce się to nazywa REALIZMEM MAGICZNYM. Polacy przez politykę realną lądują w otchłani. Polacy którzy niedoszacowali liczebności wroga wygrywają pod Marcinkowicami.
Polak bezczelnie śmiały, zuchwały, brawurowy wygrywa sam na sześciu. Nic na to nie poradzę, to obserwacja. Nadzwyczajna opieka Boska, czy załamanie praw rządzących światem - proszę sobie wybrać. Tak jest. Dlatego jest to kraj absolutnie wyjątkowy i nie mam najmniejszych wątpliwości, że i z obecnej zawieruchy Polska wyjdzie silniejsza, choćby nic na to nie wskazywało. Jedyny warunek to zuchwałość, nie żadne rachowanie z kim pod rękę. Jak ktoś chce z nami, to niech się sam prosi. Zresztą to akurat jest element realizmu. negocjacje nigdy się nie udają, gdy prowadzi się je z niższej pozycji.
Można potępiać romantyzm, o ile chodzi o jakiegoś Goethego, ale Polska to właśnie romantyzm, w najczystszej postaci i od pradawnych czasów. Polska to legenda o królu-pszczelarzu i Król Duch, który w tej naszej nieśmiertelnej Polsce co jakiś czas objawia się, gdy tylko zapominamy o wykresie prawdopodobieństwa Można się na to obrażać i pragnąć "normalności", zazdrościć "normalnym" państwom, a można się pogodzić z własną wyjątkowością, bo praw realizmu magicznego Pan nie zmienisz i nie bądź Pan głąb. Ucz się Jasiu.
A dlaczego ja o tym?
Drażni mnie ta wymagana w Polsce konieczność miłosnych deklaracji po którejś stronie, albo mam kochać Ukrainę (i to w pakiecie z UE i USA), albo kochać Rosję. I bylem tylko nie zszedł z raz obranego kursu, bez wyjątku - jedni albo drudzy. Akurat za jednymi i drugimi, tak się nieszczęśliwie złożyło, nie przepadam. Nie oszalałem też żeby szukać sobie Lorda (czy Kniazia) Protektora, każdy kto chce wepchnąć mój kraj w łapska czy to USA, Niemiec, Rosji czy Madagaskaru jest dla mnie parszywym zdrajcą, któremu należy się kula w łeb. Co do wojny Ukrainy z Rosją "kibicuję" tym, którzy na niej cierpią, tym którzy zostali napadnięci. Uznaję też potrzebę pomagania, ale ani myślę pomagać ponad siły, ani myślę interesy napadniętych stawiać ponad interesy Polski. Nie uznaję też DZIEJOWEJ KONIECZNOŚCI zakłamywania historii. Bez względu na okoliczności fakty są faktami. Mogą być przykre, smutne czy niewygodne. Nadal są faktami. Prawda wygra z propagandą, nawet tą tworzoną w jak najlepszych intencjach. Może najjaśniej będzie obrazowo. Nakarmię głodnego Ukraińca, a przy obiedzie opowiem mu o Lwowskich Orlętach i jak moja babcia uciekała przed paleniem wsi przez jego dziadka. W d... mam czy te fakty zostaną użyte w propagandzie Putina czy Lorda Vadera. Na kłamstwie można zbudować co najwyżej szubienicę, a z dobrych chęci ukręcić sobie sznur.
Nakarmię też głodnego Rosjanina, przy czym sam nie wiem którym epizodem z historii wywołam u niego niestrawność - mam duży wybór. A teraz najlepsze - wchodzimy w etap jakże miłego fantazjowania. Mam wielką nadzieję wspominać kiedyś upadek Rosji, siedząc w polskim Lwowie. I kto mi zabroni?