Istnieje taka zależność, że dobrzy ludzie, w pakiecie z tą całą dobrocią, obciążeni są nadmiarem grzeczności. Grzeczność, w umiarze, jest rzecz jasna godna najwyższej pochwały, wszystko jednak rozchodzi się o ten umiar. Błogosławieni cisi, ale Jezus potrafił huknąć i wypędzić kupców ze świątyni. Sprzeczność jest tu tylko pozorna, nie czas jednak na teologiczne rozważania.
Ludzie dobrzy. Spolegliwi, łagodni i... głodni. Zdarzają się tacy, którzy majątku nie osiągają ze względu na swoją bezkompromisowość w walce ze złem - chwała im za to poświęcenie! Zdarzają się takie przypadki, nie przeczę. Ileż to razy słyszałem jednak łączenie w pary wyrazów "dobry" i "biedny", "przyzwoity" i "ubogi". Nie jest to ani regułą w świecie przyrody, ani regułą życia której należałoby hołdować. Wręcz przeciwnie, człowiek powinien dążyć do dobrobytu, mnożenia majątku i jeśli któregoś dnia obudzisz się, Drogi Czytelniku, w hamaku, na tarasie własnej willi na słonecznej wyspie, to absolutnie się nie frasuj! Nic złego się nie stało. „Bóg dał ręce żeby brać” – jak uczy kapitan Ryków (ten dobry Rosjanin) na kartach Pana Tadeusza. Sukces nie jest w życiu najważniejszy, ale jest, owszem, ważny. Ważne są pieniądze, ważne są możliwości i wpływy. Kiedyś myślałem, że przeczą temu jedynie ludzi przesiąknięci komunistyczno-prlowską mentalnością, dziś jednak sądzę, że kalka "dobry-biedny" jest wygodnym usprawiedliwieniem dla międzynarodówki leni i nieudaczników, którzy zarażają tym sposobem myślenia resztę społeczeństwa, niczym pies ogrodnika nie dając innym skosztować tego, czego sami zjeść nie mogą. Korzystniejszym i prawdziwszym skojarzeniem byłoby więc wobec słowa „biedny” przymiotnik „zły”, a w szczegóły wchodząc nieobowiązkowy, bierny, próżnujący. Brzydki, zły i biedny. Żeby panowała jasność - godny potępienia jest też tzw. materializm, kult pieniądza czy prymitywny konsumpcjonizm. Często zresztą tak się jednak dzieje, że pokusie konsumpcjonizmu ulegają ludzie biedni, którzy pieniędzmi gardzą w pracy i kochają pieniądze na zakupach. Jedna z gorszych słabości charakteru. Słabość, jak już wspomniałem, obłudnie wynoszona do rangi cnoty.
Z mikroskali przejdźmy w wizję kosmologiczną. Nadmierna grzeczność i pozorna skromność, maskujące wstydliwość i tchórzostwo, to także przyczyny dla których dobrzy ludzie, topiący się we złych wzorcach, nie potrafią osiągać celów znacznie szerszych niż ich jednostkowy interes. Prawicowe partie polityczne krygują się, czynią bokserskie uniki, byle tylko nie powiedzieć wprost o ideach w które, głęboko wierzę, sami głęboko wierzą, a które zdają się być same w sobie bezczelnością wobec oczekiwań wyborców oraz wobec dominujących dziś w świecie idei. Dla wyborczego sukcesu prawicowi politycy poświęcają co bardziej radykalne elementy programu. Kara śmierci? No nie, ludzie nie są na to gotowi. Likwidacja podatku dochodowego? To takie drastyczne. Aborcja? To drażliwy temat. Przypomina to nieśmiałego pracownika, bojącego się wprost zapytać o podwyżkę i potulnie znoszącego nękanie przez przełożonych. Spójrzmy tymczasem na wroga. Czy Lewica bała się mówić o aborcji? Wręcz przeciwnie, ten kontrowersyjny temat wyciągnęli na sztandary i napierali z całych sił, aż okno dyskursu społecznego (okno Overtona) przesunęło się na ich korzyść. Gospodarka jest podażowa. W tym czasie „nasi” zastanawiali się jak złagodzić przekaz, jak stać się zupą pomidorową którą lubią wszyscy. Życie nie jest sprawiedliwe, za tę właśnie grzeczność ich dupska musiały spotkać się z batem. Wyborcza porażka, ale też, miejmy nadzieję, lekcja na przyszłość. W tej całej kosmologii, w drodze do gwiazd, był to jednak zaledwie przystanek, bo tak kosmos jak i problem jest o wiele szerszy: Nigdy nie będzie kontrrewolucji bez wielkiego kontrrewolucyjnego Disneya, kontrrewolucyjnych MGM, Vogue, Netflixa, Diora i Coca-Coli. Prawica musi budować potęgę, także materialną. Budować fortuny równoważące fortuny ludzi zaangażowanych w działalność lewicowo-rewolucyjną. Nie będzie arystokracji ducha, bez arystokracji pieniądza. Bez pieniędzy, bez wpływów, bez władzy „poszli nasi w bój bez broni”, jak brzmią słowa pewnej piosenki wspominającej tragiczną klęskę polskich powstańców. Żadne „gloria victis” – nie chodzi o to żeby zginąć za ideę, ale o sprawienie, aby tamci sku*****e umierali za swoje – parafrazując generała Pattona.
I znów na ziemię. Uczciwie należy przyznać, że gdyby nie chęć zysku to rano nie zwlekalibyśmy się z łóżka do zwykle żmudnej i nieprzyjemnej pracy, a na tej harówie pragniemy oczywiście zyskać jak najwięcej. Chciwość? Tak! Czy siedzielibyśmy w robocie 8 godzin, gdyby tyle samo płacono nam za 6 czy 4? Nadmierna chciwość szczęśliwie spotyka jednak na swej drodze barierę w postaci mechanizmów rynkowych, dzięki czemu nasze oczekiwania i oczekiwania innych uczestników rynku spotykają się na wykresie w punkcie przecięcia krzywej popytu z krzywą podaży. Pewna osoba zapytała mnie, czy nie uważam, że sprzedaję produkty w moim sklepie zbyt drogo. Ależ skąd! Po pierwsze to nie są materiały „za piątaka”, tylko produkty starannie wyselekcjonowane, które się nie rozciągną, nie spiorą, nie popękają. Należy się. Po drugie gdyby były zbyt drogie, to by się nie sprzedawały. Za drogo? Wręcz przeciwnie, i nie jest to zabieg marketingowy, w przyszłości będzie tylko drożej. Natknąłem się też na wątpliwości, czy nie reklamuję sklepu zbyt nachalnie i zbyt często podczas audycji na YouTube i nagrań na TikToku. Skąd ten pomysł!? Dlaczego niby miałbym tego nie robić? Zależy mi na klientach, a że na bardzo trudnym rynku jestem nowy, to pragnę ich pozyskać. W zamian oferuję produkty, które, jestem przekonany, spełnią ich wymagania. Miałbym się wstydzić zapraszania ludzi do skorzystania z oferty, którą dla nich przygotowałem? Jeszcze czego! Reklam też będzie tylko więcej i więcej. Zresztą, brutalnie to powiem, jeśli na takiej reklamie zyskam jednego klienta, a zirytuję 10 osób które i tak niczego by nie kupiły, to… przecież było warto! Byle ten jeden klient był zadowolony, bo pieniądze chcę zarabiać uczciwie, a taka uczciwość popłaca – zadowolony klient wróci i w ten sposób ja i on znów będziemy szczęśliwi. Korzystna umowa? Wyzbądźmy się tego krępującego wstydu, strachu przed docenianiem samych siebie i wycenieniem owoców swojej pracy. Wyzbądźmy się lęku przed opinią ludzi, którzy stają się ogniskiem epidemii chorej mentalności.
Podobno pomysły, plany i wielkie idee, niczym jajka, powinny być „wysiadywane” w ciszy i z dala od oczu postronnych (tak pisał chyba Kierkegaard), ja jednak lubię nakładać na siebie presję. EMBERATO w ciągu 3-5 lat (to bardzo optymistyczne) ma stać się rozpoznawalną w Polsce marką odzieży męskiej, nie rezygnując przy tym z kontrowersyjnego przesłania, które jest zdecydowanie wolnościowe i konserwatywne. Jak to na Dzikim Zachodzie - Czerwoni do rezerwatów i nie drążmy tematu ;) To jest tożsamość tej firmy, z której rezygnować nie zamierzam. Nie zamierzam, bo EMBERATO buduję nie z konieczności, nie z głodu, ale w ramach realizacji marzenia które zaświtało mi w głowie pewnie z 8 lat temu, kiedy to na jakichś nudnych zajęciach zacząłem projektować bluzy w zeszycie ze studenckimi notatkami. Kiedyś, jeśli Pan Bóg pozwoli, będzie to „kontrrewolucyjny Dior”. I obym obudził się w tym hamaku na rajskiej wyspie.
Bożego błogosławieństwa, dobra, szczęścia, radości, a także GÓRY FORSY, żebyś, Drogi Czytelniku, kiedyś, u kresu, zazdrościł temu przeciskającemu się przez ucho igielne wielbłądowi ;) Tego wszystkiego w Nowym Roku życzę.
Kasper Gondek